Wreszcie ukazało się dzieło, które było mi w życiu potrzebne bardziej, niż kiedykolwiek zdawałam sobie z tego sprawę. Coś, za czym potrafiłam cholernie tęsknić, nim jeszcze zdążyło to powstać (tak, w moim przypadku tego typu "zjawiska" są absolutnie możliwe i normalne). O czym więc piszę? Moi drodzy - o czymś w rodzaju przedłużenia Batushki.
Dla wszystkich, którzy nie "siedzą" w temacie, już spieszę z krótkim wyjaśnieniem. Otóż dokładnie dekadę temu, bo w 2015 roku, w mieście Białystok powstał zespół o wdzięcznej nazwie Batushka, którą na polski można tłumaczyć jako "Ojciec" w znaczeniu "hieromnich" (czyli taki mnich, który posiada święcenia kapłańskie). Jeśli w tym momencie poczuliście zew Prawosławia, to bardzo dobrze - bo tak właśnie miało być. Zespół grał black metal, wplatając w to elementy nawiązujące do cerkwi prawosławnej. I nie kończyło się to na samych dźwiękach, bowiem wykonawcy mieli w zwyczaju nosić szaty prawosławnych mnichów podczas koncertów. Jak dla mnie - coś wspaniałego.
Pierwsza Batushka została ufundowana przez Krzysztofa Drabikowskiego, a głównym wokalistą był Bartłomiej Krysiuk. W 2017 roku między obydwoma panami doszło do sporu i jeśli macie ochotę dokładniej prześledzić sobie przebieg tej jakże długiej i nudnej inby, to odsyłam tutaj. I tak oto, przez kilka lat dramy i sądowych batalii, jednocześnie działały dwie, oddzielne Batushki.
Na szczęście pod skrzydłami Bartłomieja Krysiuka narodził się Patriarkh, który nie dość, że w swoim pierwszym albumie pokazuje, że została zachowana magia pierwszej Batushki, to dodaje jeszcze powiew świeżości, choćby w postaci przepięknego, kobiecego wokalu. Z resztą - posłuchajcie wszystkich ośmiu Wierszalinów i przekonajcie się sami!
Wierszalin I
Wierszalin II
Wierszalin III (też lubię baaaaardzo)
Wierszalin IV (jeden z lepszych)
Wierszalin V
Wierszalin VI (mój ulubiony z całego albumu!)
Wierszalin VII
Wierszalin VIII (ten też baaaardzo spoko)
Jeśli zaś chodzi o grafikę albumu, to zupełnie nie mogę się do niej przyzwyczaić. Ukazany na niej wizerunek proroka Ilji raczej średnio wpisuje się w dawnobatushkową estetykę i cóż - nie podchodzi mi (a początkowo, wręcz mnie odpychał). Pewna przaśność zapewne jest tu intencjonalna, ale i tak - fuj.
Poniżej, wrzucam linki do kilku recenzji albumu na YT, gdybyście mieli ochotę sobie posłuchać:
1) DLA MNIE SIĘ PODOBA! Patriarkh - "Prorok Ilja" | RECENZJA
2) KONIEC DWÓCH BATUSHEK! Recenzja Patriarkh - "Prorok Ilja"
3) "ПРОРОК ИЛИЯ (PROPHET ILJA)" by Patriarkh | ALBUM REVIEW
W ogóle, cały ten prorok Ilja (a właściwie Eliasz Klimowicz) to nie jest jakaś z żopy wzięta, wymyślona postać. Typ istniał naprawdę! Jeśli więc macie ochotę czegokolwiek o nim posłuchać, to trochę info o nim znajdziecie jeszcze na starej, poczciwej "jutubje", a jakże by inaczej:
1) Sekta Proroka Eliasza - Wierszalin
2) Jerzy Chmielewski o proroku Ilji
3) Porzucona osada sekty i ich proroka - Urbex History
4) Odcinek 4 | Illja Klimowicz i Sekta Grzybowska
Na sam koniec, pozwolę sobie nieco się uzewnętrznić. Widzicie, "Prorok Ilja" to dla mnie szczególnie ważny album nie tylko ze względu na niebywałe walory muzyki. To coś znacznie więcej. Coś, co pozwala mi tym ostatkiem sił przetrwać głęboki kryzys, w którym obecnie się znajduję. Od przeszło dziesięciu dni nieludzko się męczę, już nie jestem w stanie mówić o tym nawet na terapii (nie wiem, co poszło nie tak, ale coś ewidentnie). Jestem w tym całkowicie sama - czyli tak, jak byłam zawsze, przez całe moje życie. Pękła we mnie jakaś tama i dosłownie topię się we własnym bólu. To, co jeszcze pozwala mi się na chwilę wynurzyć i złapać chociaż płytki i krótki oddech, to w ostatnim czasie właśnie Patriarkh.