8.11.2025

Sobotni kac

Witajcie, drodzy Czytelnicy. W ostatnim czasie zdarzyło się bardzo wiele i w zasadzie nie wiem - ani od czego zacząć opowieść, ani czy w ogóle właściwie ją rozpocząć potrafię, ani nawet, czy jestem w stanie cokolwiek naspisać. Być może to kwestia mojego dzisiejszego kaca, bo wczoraj, późnym wieczorem, po prostu rozsiadłam się w fotelu w gabinecie ( i nie, żeby nie było - nie lekarskim! Mam na myśli pomieszczenie w domu, takie, w którym ogarniam swoją papierologię, trzymam konkretne książki i dokumenty) i do późnych godzin nocnych (albo raczej - do rana) wlewałam w siebie whisky, bo w zasadzie, cóż mi innego zostało. Wprawdzie nie powinnam spożywać alkoholu ze względu na leki, które przyjmuję, ale mnie i tak już jest wszystko jedno. Od dawna jest mi wszystko jedno.

Wpadłam na irracjonalny pomysł, aby wylać tu swoje żale i w ogóle cały potok goryczy, którą w sobie noszę. Tylko, że ani to odpowiednie "miejsce", ani czas, a poza tym - ja tak nie potrafię. Nie jestem zbyt wylewną osobą, jak zapewne zdążyliście już zauważyć.

No, w każdym razie - wczoraj, przy okazji spożycia trunku z procentami, przyszła i ochota, by posłuchać sobie Leonarda Cohena. Często, gdy jest mi źle i potrzebuję jakichś miłych dla mnie dźwięków, wybór pada właśnie na niego. Zdarza się jednak, że nawet muzyka moich ulubionych artystów nie przynosi mi nawet namiastki ukojenia - i tak niestety było tym właśnie razem, ale mniejsza o to.
Myślę, że chyba nie muszę robić osobnego postu o muzyce tego pana, bo wszyscy raczej go znają. Ale chciałam się z wami jego utworami, które szczególnie lubię i wczoraj były obowiązkowo słuchane. Oto i fragment playlisty:


Piękne, prawda? Na muzyce (między innymi) Cohena się wychowałam, dlatego mogę stwierdzić, że słucham go tak naprawdę, odkąd pamiętam. 

źródło: [unsplash]

~~O~~

Nieubłaganie zbliżają się moje urodziny, czyli jeden z tych dni w roku, za którymi nie przepadam. Nie mam czego świętować. Z tego powodu, zapobiegawczo postanowiłam wziąć dyżur na SORze. Tam zawsze coś się dzieje, więc będę mogła w pełni skupić się na pracy. Czasem, tak po prostu jest lepiej. Chociaż nie ukrywam, że jeszcze lepiej byłoby zapaść się w niebyt, najzwyczajniej w świecie zniknąć. No, ale jest jak jest, mówi się trudno.

Dzisiaj zaś, trzeba zająć się czymś pożytecznym. Liście zgrabię, pranie zrobię, naszykuję się na kolejny tydzień tego parszywego roku.
Dobrego weekendu Wam życzę! Do następnego!